sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział V

Czas leciał nieubłaganie szybko. Zanim się obejrzałam,a nadeszły Święta Bożego Narodzenia.  Razem z Bartkiem do Nysy wybieramy się dzień przed Wigilią, czyli jutro. Mam straszną tremę przed tą wizytą, ponieważ nie wiem czego mogę się spodziewać po rodzicach i całej rodzinie siatkarza, gdyż w rodzinie Państwa Kurków tradycją jest, spędzanie świąd wspólnie. Co roku u kogoś innego, chodź każdy ma w tym swój mały wkład. W tym roku jednak przypadło tak, że to w domu rodzinnym przyjmującego jest ta jakże ważna uroczystość. Chociaż Kuraś zapewniał mnie, że jeżeli było by to u kogoś innego to mnie tam nie powinno zabraknąć, a jak bym nie chciała jechać to siłą by mnie tam zaciągnął. Bartek cały czas powtarza, żebym się nie bała tej wizyty, ponieważ jego rodzice nie gryzą i są bardzo zadowoleni, że w końcu mnie poznają, gdyż mój wspaniały chłopak tyle im na mój temat naopowiadał. Ciekawe tylko czy prawdę, bo znając go coś tam na pewno do koloryzował.

Jutro z samego rana wyjeżdżamy więc wcześniej kładziemy się spać, ja przewracam się z boku na bok i nie mogę usnąć. Przez moją głowę przewija się tyle myśli dotyczących moich rodziców, którzy teraz zapewne organizują swoje święta, w których nie ma miejsca dla mnie. Już nigdy nie zasiądę z nimi przy wspólnym stole, nie porozmawiam. Mimo tego, że mnie tak skrzywdzili gdzieś w głębi duszy brakuje mi ich i tęsknie za nimi. Cholernie boli mnie to, że dla nich ważniejszy był Patryk, a ja byłam dla nich nikim. Pojedyncza łza żalu i goryczy spłynęła po moim policzku. Teraz moją rodziną jest tylko siatkarz. Kocham go i nie chciałabym, żeby on w swoim życiu przeżył coś podobnego do mnie. I właśnie z taką myślą zasnęłam około 4 nad ranem.

O 6 rano zadzwonił budzik przyjmującego, nie otworzyłam oczu, było zdecydowanie za wcześnie. Miałam wrażenie, że dopiero co usnęłam, a ja już muszę wstawać. Bartek wyłączył budzik, a ja nadal wtulona w poduszkę próbowałam usnąć jednak siatkarz strasznie mi to utrudniał.
- Kochanie wstajemy za półtorej godziny musimy wyjechać - mówi i całuję moje nagie ramie.
- Bartuś jeszcze godzinkę co? - mówię unosząc głowę do góry i po chwili znów ląduję głową w poduszce.
- O nie kochanie tak nie będzie wstawaj - łaskocze mnie i śmieje się w najlepsze, bo dobrze sobie zdaje sprawę z tego, że mam cholerne łaskotki.
- No już dobrze kochanie wstanę tylko mnie już nie łaskocz proszę- śmieje się tak, że już mnie brzuch rozbolał.
- To chodź zrobimy śniadanie- mówi i całuje mnie delikatnie. Zawsze tak robi kiedy rano wstajemy razem. Już wtedy wiem, że dzień będzie udany.

Korzystając z okazji, że wyprzedziłam Kurka i to ja zajęłam pierwsza toaletę siatkarz poszedł zrobić dla nas wspólne śniadanie. Oczywiście zastrzegłam, że ma dla mnie zrobić mocną kawę bo jest mi ona dzisiaj nad zwyczaj potrzebna, prawie tak jak powietrze do życia. Po 20 minutach od świeżona wyszłam z łazienki, już z daleka czułam zapach kawy i jajecznicy, który przyjemnie drażnił moje nozdrza. Weszłam do kuchni i ujrzałam przecudowny widok przyjmującego pochylającego się nad patelnią. I wtedy uświadomiłam sobie, że jestem szczęściarą. Mam kochającego faceta, przystojnego w dodatku, który umie gotować choć nie zawsze mu wychodzi tak jak by tego oczekiwał. Bartek jest moim ideałem, tylko moim. Podeszłam do mojego chłopaka i mocno przytuliłam się do jego pleców, on odwrócił się i mocno mnie do siebie przytulił. To właśnie w tych ramionach czułam się cholernie szczęśliwa, bezpieczna, kochana i w końcu zauważona za to jaka jestem naprawdę. Nie można zakochać się w wyglądzie,  w wyglądzie można się tylko zauroczyć, czuć jakieś fizyczne więzi. Lecz zakochać można się w charakterze i duszy drugiego człowieka, i właśnie ja kocham Bartka za to, że jest wspaniałym mężczyzną, kochałabym go nawet gdyby był biedny, gdyby był zwykłym hydraulikiem i Bóg wie jeszcze kim. Ja kocham go za to jakim jest człowiekiem, a nie za to kim jest i czym się zajmuje.

Koło 10 wyszliśmy z Kurkowego mieszkania i udaliśmy się w drogę do Nysy. Pół drogi śpiewaliśmy razem z Kurasiem piosenki, które leciały w radio. Humor mi dopisywał, lecz czym bliżej byliśmy wyznaczonego celu zaczęłam  rozmyślać nad przebiegiem tego spotkania, czy rodzice siatkarza będą zadowoleni z wyboru ich syna względem jego dziewczyny. Z rozmyśleń  wyrwał mnie głos siatkarza
- Kochanie idziemy coś zjeść bo jestem strasznie głodny, a jeszcze godzina drogi przed nami- mówił uśmiechnięty.
Ja skinęłam tylko głową i ruszyłam za przyjmującym. Ten facet może naprawdę dużo zjeść. Z tego co opowiadał mi sam zainteresowany jego mama świetnie gotuję, więc nie zdziwię się, że jak zajedziemy to załapie się na obiad u mamusi. Po piętnastu minutach ruszyliśmy w dalsza podróż. Jechaliśmy w ciszy, choć to nie była to niezręczna cisza, nam wystarczała swoja obecność aby poczuć się szczęśliwym i kochanym.
Po krótkim czasie ja przerwałam tę błogą cisze.
- Bartek ja nie powinnam jechać, a jak oni uznają, że nie jestem dobrą kandydatka na twoją dziewczynę?- mówiłam patrząc przed siebie.
- Paula przestań. Przecież tak nie będzie. Znam swoich rodziców i wiem, że cię polubią, zresztą słońce Ciebie nie da się nie lubić. Jesteś wspaniałą osobą- mówił to i co chwile zerkał to na mnie to na drogę.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu, gdy podjechaliśmy pod jeden z podjazdów na małej przyjaznej ulicy serce podeszło mi do gardła. wysiedliśmy z samochodu, ja stałam chwilę patrząc na dom, moja twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a nogi nie chciały dać żadnego kroku do przodu. Bartek podszedł do mnie pochyli się i szepnął na ucho " będzie dobrze kochanie " ja tylko skinęłam głową. Siatkarz złapał mnie za rękę dając mi tym odwagę i otuchę, po chwili staliśmy już pod drzwiami domu jeden wdech i bez pukania wchodzimy do domu. Kuraś od razu krzyczy na cały dom
- Mamo, tato jesteśmy! Nagle z pomieszczenia wychodzą rodzice siatkarza i chłopiec to za pewne Kuba młodszy brat Bartka.
- No nareszcie jesteście- mówią i ściskają przyjmującego po kolei
- A to jest właśnie moja Paulina- mówi uradowany. W jego oczach widzę iskierki szczęścia i uśmiech mimowolnie pojawia się na mojej twarzy.
- Miło mi państwa poznać tyle mi Bartek o państwu opowiadał- lekko się uśmiecham
- No nie tyle na pewno co nam mówił o tobie. Buzia mu się nie zamykała na twój temat- mówił uradowany pan Adam i mnie mocno do siebie przytulił
- Witaj w rodzinie moja droga- tym razem mama przyjmującego powiedziawszy to mocno mnie do siebie przytuliła.
- No ale nie będziemy stać na korytarzu chodźcie dalej.
Usiedliśmy w salonie przy kawie i cieście, które przygotowała Pani Iwonka. Siatkarz miał racje co do tego, że świetnie gotuje, zresztą co do tego, że rodzice jego mnie zaakceptują  też. Atmosfera była wspaniała, to jest właśnie dom, którego mi zawsze brakowało. Czuć tu to ciepło domowego ogniska, w tym domu miłość unosi się po wszystkich pomieszczeniach. Wieczorem kiedy pomogłam Mamie Bartka posprzątać po kolacji, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Byłam zmęczona dniem pełnym wrażeń, a jutro poznam resztę rodziny Kurasia i z taką myślą odpłynęłam w krainę  Morfeusza.



                                                                              *

No i nareszcie jest piąteczka :P
Coś oporny do napisania był ten rozdział :)
Pozdrawiam gorąco i do usłyszenia
MalinowaSłodycz :*

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział IV

 Z perspektywy Bartka

Dopiero teraz gdy siedzę na tej kanapie i w ramionach trzymam Paule, uświadomiłem sobie, że to co do niej czuje kiełkowało od momentu pojawienia się jej w moim domu. To właśnie ona wywróciła moje życie do góry nogami. To dzięki niej teraz mam do kogo wracać do domu, dla kogo się uśmiechać. Nawet gra w siatkówkę przy niej ma większy sens. Paulina jest zupełnie inna niż wszystkie te dziewczyny, które znam i z , którymi się spotykałem. Ona jest taka bardziej prawdziwa, spontaniczna i naturalna w tym co robi. A to, że teraz mogę trzymać ją w swoich ramionach jest dowodem na to, że los zaczął się do mnie uśmiechać. Po tych wszystkich nieudanych związkach mam szanse na prawdziwą miłość. Nie żałuje tego, że wyznałem jej prawdę, ponieważ ja dla niej też nie jestem obojętny co udowodniła dzisiaj swoim wyznaniem. Dziękuje losowi, że postawił ją na mojej drodze i, że to ja miałem szanse się nią zaopiekować. Z jednej strony byłem szczęśliwy z powodu tego co wydarzyło się w jej życiu, ponieważ dano mi szanse jej poznania. Z drugiej zaś strony było mi cholernie smutno i byłem zły na tego kretyna co ją tak skrzywdził. Nie rozumiem w ogóle jak można skrzywdzić taka wspaniałą dziewczynę jaką jest ciemnowłosa, zresztą jak można podnieść rękę na jakąkolwiek dziewczynę. Pewnie gdybym teraz miał okazje spotkać tego bydlaka to za dobrze by to się dla niego nie skończyło. Na szczęście ten rozdział jest już za nami i teraz pragnę aby Paulina była szczęśliwa, abyśmy oboje byli szczęśliwi i z dnia na dzień coraz bardziej się kochali. Bo ja wiem, że to co zrodziło się miedzy nami jest wyjątkowe, a my jesteśmy w stanie zrobić wszystko w imię naszej miłości.


Mijał dzień za dniem, zaczął się grudzień czyli okres świąteczny. Teraz kiedy z Bartkiem jesteśmy parą pewną sprawą jest to, że tegoroczne święta spędzę z nim i jego rodziną. Mam lekką tremę, ale mam jeszcze trochę czasu aby przyzwyczaić się to tej myśli. Na razie ustaliliśmy razem z przyjmującym, że nie chcemy rozgłosu względem co do naszego związku. Nie mówię tutaj o przyjaciołach Kurasia czy kolegach z klubu, gdyż ostatnimi czasy przyjmujący chodzi tak szczęśliwy, że nawet ślepy by coś zauważył. Natomiast klubowi koledzy wyciągnęli już wszystkie informacje od szatyna, ten zbytnio się nie bronił przed ich atakiem.
Wcale natomiast nie żałowałam tego, że tegoroczne święta nie spędzę ze swoją rodziną. W moim domu atmosfera zawsze była tak sztuczna,wymuszona. Nawet z narzeczonym nie miałam dobrej więzi byłam z nim aby uszczęśliwić moich rodziców. Teraz przy Bartku wiem co to miłość. Może nie jesteśmy ze sobą długo bo od paru dni, ale łączy nas zdecydowanie więcej niż mnie i Patryka przez trzy lata wspólnego życia. Przyjmujący pokazał mi co to szczęście i ja właśnie to szczęście określam wokół jego osoby  nic innego nie jest w stanie z tym się równać.
Właśnie wróciłam z pracy, więc postanowiłam trochę ogarnąć mieszkanie i przygotować dla nas wspólną kolacje, gdyż siatkarz po treningu zawsze jest głodny jak wilk. Kończyłam przygotowywać jajecznice gdy to kuchni wpadł uradowany Kuraś
- Witaj kochanie- mówi  i przytula się do mnie od tyłu 
- Na reszcie jesteś stęskniłam się za tobą- Odwracam się twarzą do mojego chłopaka i wpijam się zachłannie w jego usta. On nie pozostaje mi dłużny, oddaje pocałunek  również zażarcie tak jak ja. Dobrze wiemy do jakiego stopnia możemy się posunąć, Bartek doskonale zdaje sobie sprawę, że dla mnie to nie jest takie proste oddać mu się całą sobą. Za dużo przeżyłam w tej sferze i teraz boje się dać ten jeden krok do przodu, wracają wtedy do mnie przykre wspomnienia, których wolałabym nie pamiętać. Zdaje sobie sprawę z tego, że kiedyś na pewno przyjdzie odpowiedni moment, w którym się przełamie i prawdopodobnie będę najszczęśliwszą osobą na globie.
Podczas kolacji siatkarz opowiadał o treningach, o tym jaki żart kolegą wywiną Winiar. Ten to jednak mimo wysiłku jaki chłopaki wkładają w treningi ma ochotę na żarty. Posiłek jak zwykle minął nam w miłej i bardzo domowej atmosferze. W czasie, kiedy Kurek postanowił się odświeżyć ja posprzątałam w kuchni i pozmywałam naczynia. Następnie poszłam do salonu i usiadłam na kanapie opierając się o ramię Bartka.
- Kochanie wiesz święta się zbliżają, a może byśmy się wybrali na małe zakupy ?wiesz potem mamy kilka meczy i może na to nie być czasu
- Ale, że ty głuptasie dzisiaj chcesz jechać?- mówię zaskoczona
- No pewnie, że dzisiaj a kiedy- uśmiech ostatnio nie schodzi z jego twarzy.
- No jest dość późno, może byśmy to tak przełożyli na inny termin?
- No kochanie jak cię tak ładnie proszę- składa na moich ustach delikatny pocałunek i wpatruje się tymi błękitnymi oczami prosto w moje. Uległam. Te oczy mnie kiedyś zgubią o ile tego już nie zrobiły.
Po pół godziny jesteśmy w samochodzie i pędzimy ku Łodzi na małe zakupy. Przyjmujący uparł się, że muszę sobie kupić jakąś sukienkę inaczej nie wracamy dzisiaj do domu. Znowu uległam, co ten facet ze mną zrobił, gdzie moja asertywność? Chyba została wypchnięta przez uczucie, które się we mnie zrodziło. Po ponad dwóch i pół godzinnych zakupach dotarliśmy zmęczeni do domu. Szybki prysznic i wtulona w umięśniony bartkowy tors oddałam się w ramiona Morfeusza.



                                                                            *


Czwóreczka :D
Coś ciężko było mi poskładać ten rozdział w jedną całość. Nie jest on chyba moim oczekiwaniem. Pisanie takiego bloga jest jednak trudniejszą rzeczą niż się z początku wydaje, ale dokończę opowiadania choćby nie było tu ani jednego czytelnika. Podjęłam wyzwanie i stawie temu czoła. Skończenie go jest moim priorytetem na ten moment :)
Pozdrawiam MalinowaSłodycz :d

wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział III

Od momentu mojego pojawienia się w Bełchatowie minęło już prawie trzy miesiące. Ani moi rodzice, ani były narzeczony nie szukali mnie. Z tym drugim to się cieszę, ale zawiodłam się na tak bliskich mi osobach. Myślałam, że znaczę dla nich coś więcej, ale jednak się pomyliłam, nie pierwszy raz zresztą w moim jakże niedługim życiu.Jak na 19-latkę ciężko mi było samemu w obcym mieście, zazwyczaj osoby w moim wieku mają wsparcie rodziców ja niestety takowego nie miałam. Przez ten okres jaki nie ma mnie już w Suwałkach strasznie się usamodzielniłam. Teraz już wiem co to znaczy pracować na własne utrzymanie, nie jest to taki łatwy kawałek chleba jakim się wydaje. Strasznie dużo zawdzięczam Bartkowi, u którego nadal mieszkam, w sumie to gdyby nie on ciężko było by mi związać koniec z końcem. Codziennie dziękuje Bogu, że postawił mi na mojej drodze siatkarza, który jest takim moim aniołem stróżem. Pewnie gdyby nie on dawno już bym nie chodziła po tej ziemi. Przez te trzy miesiące bardzo się do siebie zbliżyliśmy, jesteśmy teraz parą przyjaciół, która świetnie się ze sobą dogaduje oraz dobrze czują się w swoim towarzystwie. Okazało się, że z przyjmującym mamy podobne upodobania oraz poczucie humoru wiec w niektórych sytuacja dogadujemy się bez słów. Na ten moment mogę już śmiało powiedzieć, że dzięki temu miastu moje życie zmieniło się o 180 stopni. Teraz jestem szczęśliwą osobą. Nie boję się patrzeć już w przyszłość, natomiast rzadko oglądam się wstecz. Chce wymazać z pamięci wszystkie złe wspomnie, wszystkie chwile, które nie są związane z Bełchatowem. Mimo trudu jaki mi to sprawia, również z pamięci chciałabym wymazać rodziców, którzy jak się okazuje nie są warci abym mogła obdarować ich swoją miłością. W moim sercu nie ma już miejsca dla nich. Smuci mnie jedynie fakt, że nigdy nie przyjdzie mi zamienić z nimi ani słowa, że nie poznają moich dzieci, przyszłego męża o ile takowego będę miała. Jednak nie mam o to wyrzutów sumienia to nie ja jestem winna, to nie ja powinnam je mieć.
Jak przystało na końcówkę Listopada za oknem zrobiło się już  ponuro. Spadł już nawet pierwszy śnieg. Z racji tego, że są teraz bardzo długie wieczory strasznie dużo czasu spędzam z przyjmujący. Potrafimy lenić się długie godziny na kanapie, oglądając jakieś filmy. Międzyczasie zawsze się wygłupiając co kończy się zazwyczaj walką na poduszki i moją przegrana, gdyż patrząc na moja masę ciała, a Kurka to jest to raczej nie wykonalne. Od pewnego momentu siatkarz stał się dla mnie kimś strasznie bliskim. Gdy chodzę na jego meczę i widzę go otoczonego tłumem nastolatek czuje takie ukucie w okolicy serca. Czy to jest zazdrość? Nie wiem, ale mam wrażenie, że już jakiś czas temu zaczęłam traktować go inaczej niż przyjaciela. Wszystkie te mecze i fanki coraz bardziej uświadamiają mnie w przekonaniu, że zaczęłam coś czuć do siatkarza. Boli jedynie mnie to, że on traktuje mnie jak przyjaciółkę, a nie kogoś z kim mógłby dzielić życie. Jest to miłość nieodwzajemniona czyli chyba najgorsza z możliwych jakie są.
Teraz gdy powoli nadchodzi już Grudzień dopiero teraz uświadamiam sobie jak będą wyglądały moje święta. Pierwszy raz spędzę je sama, gdyż siatkarz ma wolne od treningów i zapewne wykorzysta to spędzając ten magiczny czas z rodziną w Nysie. Z nostalgii wyrwał mnie jakże przyjemny dla moich uszu głos siatkarza.
- O czym tak myślisz mała?- zapytał uśmiechnięty
- Tak sobie myślę o świętach, o tym, że zostanę tu sama i w ogóle- mówię zasmucona.
- No chyba ty nie myślałaś, że zostawię Cię tutaj samą? Jedziesz ze mną. Zresztą moi rodzice wiedzą, że z kimś mieszkam i bardzo chcą Cię poznać.
- Przestań przecież ja nie mogę z tobą tam pojechać. To są święta rodzinne, a ja jestem tylko twoją znajomą.
- Właśnie, że nie jesteś jakąś tam znajomą. Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale od jakiegoś czasu Paula ja nie traktuje Cię jak przyjaciółkę.
I wtedy stało się, to czego bym się nigdy nie spodziewała. Raczej zaliczało by się to do wspaniałych snów, które jednak dzieją się naprawdę. Bartek pochylił się lekko na de mną i musnął swoimi wargami moje. Następnie odsunął się, spojrzał w moje oczy i wyszeptał:
- Chcę byś była dla mnie kimś więcej.
Na nic więcej już nie czekałam tylko momentalnie przytuliłam się do przyjmującego. On nawet nie zdawał sobie sprawy jak długo czekałam na taki krok z jego strony. Pewnie gdyby nie on nadal tkwiła bym w tym toksycznym uczuciu i czekała na cud, który pewnie by nigdy nie nadszedł.
Złączyliśmy się w pocałunku, który był wyrazem naszych uczuć. Pocałunki były subtelne, delikatne, a zarazem namiętne. Przepełnione miłością, której tak bardzo mi brakowało, której tak naprawdę nigdy nie przeżyłam. Po chwili czułości, nadal wtulona w bartkowy tors wyszeptałam;
- Kocham Cię.


                                                                        *

No i jest trójeczka :D
Akcja nabiera powoli tempa, jednak do momentu kulminacyjnego zostało jeszcze trochę czasu.
Dziękuje tym, którzy odwiedzają tego bloga, a zarazem mam prośbę abyście zostawili jakiś ślad po sobie gdyż daje to motywacje i powera, który prowadzi do chęci pisania. Sama świadomość, że ktoś to czyta jest taką w sobie motywacją :)
Pozdrawiam i do zobaczenia na kolejnej notce :)
Wasza MalinowaSłodycz :*