wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział III

Od momentu mojego pojawienia się w Bełchatowie minęło już prawie trzy miesiące. Ani moi rodzice, ani były narzeczony nie szukali mnie. Z tym drugim to się cieszę, ale zawiodłam się na tak bliskich mi osobach. Myślałam, że znaczę dla nich coś więcej, ale jednak się pomyliłam, nie pierwszy raz zresztą w moim jakże niedługim życiu.Jak na 19-latkę ciężko mi było samemu w obcym mieście, zazwyczaj osoby w moim wieku mają wsparcie rodziców ja niestety takowego nie miałam. Przez ten okres jaki nie ma mnie już w Suwałkach strasznie się usamodzielniłam. Teraz już wiem co to znaczy pracować na własne utrzymanie, nie jest to taki łatwy kawałek chleba jakim się wydaje. Strasznie dużo zawdzięczam Bartkowi, u którego nadal mieszkam, w sumie to gdyby nie on ciężko było by mi związać koniec z końcem. Codziennie dziękuje Bogu, że postawił mi na mojej drodze siatkarza, który jest takim moim aniołem stróżem. Pewnie gdyby nie on dawno już bym nie chodziła po tej ziemi. Przez te trzy miesiące bardzo się do siebie zbliżyliśmy, jesteśmy teraz parą przyjaciół, która świetnie się ze sobą dogaduje oraz dobrze czują się w swoim towarzystwie. Okazało się, że z przyjmującym mamy podobne upodobania oraz poczucie humoru wiec w niektórych sytuacja dogadujemy się bez słów. Na ten moment mogę już śmiało powiedzieć, że dzięki temu miastu moje życie zmieniło się o 180 stopni. Teraz jestem szczęśliwą osobą. Nie boję się patrzeć już w przyszłość, natomiast rzadko oglądam się wstecz. Chce wymazać z pamięci wszystkie złe wspomnie, wszystkie chwile, które nie są związane z Bełchatowem. Mimo trudu jaki mi to sprawia, również z pamięci chciałabym wymazać rodziców, którzy jak się okazuje nie są warci abym mogła obdarować ich swoją miłością. W moim sercu nie ma już miejsca dla nich. Smuci mnie jedynie fakt, że nigdy nie przyjdzie mi zamienić z nimi ani słowa, że nie poznają moich dzieci, przyszłego męża o ile takowego będę miała. Jednak nie mam o to wyrzutów sumienia to nie ja jestem winna, to nie ja powinnam je mieć.
Jak przystało na końcówkę Listopada za oknem zrobiło się już  ponuro. Spadł już nawet pierwszy śnieg. Z racji tego, że są teraz bardzo długie wieczory strasznie dużo czasu spędzam z przyjmujący. Potrafimy lenić się długie godziny na kanapie, oglądając jakieś filmy. Międzyczasie zawsze się wygłupiając co kończy się zazwyczaj walką na poduszki i moją przegrana, gdyż patrząc na moja masę ciała, a Kurka to jest to raczej nie wykonalne. Od pewnego momentu siatkarz stał się dla mnie kimś strasznie bliskim. Gdy chodzę na jego meczę i widzę go otoczonego tłumem nastolatek czuje takie ukucie w okolicy serca. Czy to jest zazdrość? Nie wiem, ale mam wrażenie, że już jakiś czas temu zaczęłam traktować go inaczej niż przyjaciela. Wszystkie te mecze i fanki coraz bardziej uświadamiają mnie w przekonaniu, że zaczęłam coś czuć do siatkarza. Boli jedynie mnie to, że on traktuje mnie jak przyjaciółkę, a nie kogoś z kim mógłby dzielić życie. Jest to miłość nieodwzajemniona czyli chyba najgorsza z możliwych jakie są.
Teraz gdy powoli nadchodzi już Grudzień dopiero teraz uświadamiam sobie jak będą wyglądały moje święta. Pierwszy raz spędzę je sama, gdyż siatkarz ma wolne od treningów i zapewne wykorzysta to spędzając ten magiczny czas z rodziną w Nysie. Z nostalgii wyrwał mnie jakże przyjemny dla moich uszu głos siatkarza.
- O czym tak myślisz mała?- zapytał uśmiechnięty
- Tak sobie myślę o świętach, o tym, że zostanę tu sama i w ogóle- mówię zasmucona.
- No chyba ty nie myślałaś, że zostawię Cię tutaj samą? Jedziesz ze mną. Zresztą moi rodzice wiedzą, że z kimś mieszkam i bardzo chcą Cię poznać.
- Przestań przecież ja nie mogę z tobą tam pojechać. To są święta rodzinne, a ja jestem tylko twoją znajomą.
- Właśnie, że nie jesteś jakąś tam znajomą. Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale od jakiegoś czasu Paula ja nie traktuje Cię jak przyjaciółkę.
I wtedy stało się, to czego bym się nigdy nie spodziewała. Raczej zaliczało by się to do wspaniałych snów, które jednak dzieją się naprawdę. Bartek pochylił się lekko na de mną i musnął swoimi wargami moje. Następnie odsunął się, spojrzał w moje oczy i wyszeptał:
- Chcę byś była dla mnie kimś więcej.
Na nic więcej już nie czekałam tylko momentalnie przytuliłam się do przyjmującego. On nawet nie zdawał sobie sprawy jak długo czekałam na taki krok z jego strony. Pewnie gdyby nie on nadal tkwiła bym w tym toksycznym uczuciu i czekała na cud, który pewnie by nigdy nie nadszedł.
Złączyliśmy się w pocałunku, który był wyrazem naszych uczuć. Pocałunki były subtelne, delikatne, a zarazem namiętne. Przepełnione miłością, której tak bardzo mi brakowało, której tak naprawdę nigdy nie przeżyłam. Po chwili czułości, nadal wtulona w bartkowy tors wyszeptałam;
- Kocham Cię.


                                                                        *

No i jest trójeczka :D
Akcja nabiera powoli tempa, jednak do momentu kulminacyjnego zostało jeszcze trochę czasu.
Dziękuje tym, którzy odwiedzają tego bloga, a zarazem mam prośbę abyście zostawili jakiś ślad po sobie gdyż daje to motywacje i powera, który prowadzi do chęci pisania. Sama świadomość, że ktoś to czyta jest taką w sobie motywacją :)
Pozdrawiam i do zobaczenia na kolejnej notce :)
Wasza MalinowaSłodycz :*

1 komentarz:

  1. Jejku jaki kochany rozdział . *.*
    Mam nadzieje że ta jej rodzina nic tu nei namiesza :) Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń