Z perspektywy Bartka
Dopiero teraz gdy siedzę na tej kanapie i w ramionach trzymam Paule, uświadomiłem sobie, że to co do niej czuje kiełkowało od momentu pojawienia się jej w moim domu. To właśnie ona wywróciła moje życie do góry nogami. To dzięki niej teraz mam do kogo wracać do domu, dla kogo się uśmiechać. Nawet gra w siatkówkę przy niej ma większy sens. Paulina jest zupełnie inna niż wszystkie te dziewczyny, które znam i z , którymi się spotykałem. Ona jest taka bardziej prawdziwa, spontaniczna i naturalna w tym co robi. A to, że teraz mogę trzymać ją w swoich ramionach jest dowodem na to, że los zaczął się do mnie uśmiechać. Po tych wszystkich nieudanych związkach mam szanse na prawdziwą miłość. Nie żałuje tego, że wyznałem jej prawdę, ponieważ ja dla niej też nie jestem obojętny co udowodniła dzisiaj swoim wyznaniem. Dziękuje losowi, że postawił ją na mojej drodze i, że to ja miałem szanse się nią zaopiekować. Z jednej strony byłem szczęśliwy z powodu tego co wydarzyło się w jej życiu, ponieważ dano mi szanse jej poznania. Z drugiej zaś strony było mi cholernie smutno i byłem zły na tego kretyna co ją tak skrzywdził. Nie rozumiem w ogóle jak można skrzywdzić taka wspaniałą dziewczynę jaką jest ciemnowłosa, zresztą jak można podnieść rękę na jakąkolwiek dziewczynę. Pewnie gdybym teraz miał okazje spotkać tego bydlaka to za dobrze by to się dla niego nie skończyło. Na szczęście ten rozdział jest już za nami i teraz pragnę aby Paulina była szczęśliwa, abyśmy oboje byli szczęśliwi i z dnia na dzień coraz bardziej się kochali. Bo ja wiem, że to co zrodziło się miedzy nami jest wyjątkowe, a my jesteśmy w stanie zrobić wszystko w imię naszej miłości.
Mijał dzień za dniem, zaczął się grudzień czyli okres świąteczny. Teraz kiedy z Bartkiem jesteśmy parą pewną sprawą jest to, że tegoroczne święta spędzę z nim i jego rodziną. Mam lekką tremę, ale mam jeszcze trochę czasu aby przyzwyczaić się to tej myśli. Na razie ustaliliśmy razem z przyjmującym, że nie chcemy rozgłosu względem co do naszego związku. Nie mówię tutaj o przyjaciołach Kurasia czy kolegach z klubu, gdyż ostatnimi czasy przyjmujący chodzi tak szczęśliwy, że nawet ślepy by coś zauważył. Natomiast klubowi koledzy wyciągnęli już wszystkie informacje od szatyna, ten zbytnio się nie bronił przed ich atakiem.
Wcale natomiast nie żałowałam tego, że tegoroczne święta nie spędzę ze swoją rodziną. W moim domu atmosfera zawsze była tak sztuczna,wymuszona. Nawet z narzeczonym nie miałam dobrej więzi byłam z nim aby uszczęśliwić moich rodziców. Teraz przy Bartku wiem co to miłość. Może nie jesteśmy ze sobą długo bo od paru dni, ale łączy nas zdecydowanie więcej niż mnie i Patryka przez trzy lata wspólnego życia. Przyjmujący pokazał mi co to szczęście i ja właśnie to szczęście określam wokół jego osoby nic innego nie jest w stanie z tym się równać.
Właśnie wróciłam z pracy, więc postanowiłam trochę ogarnąć mieszkanie i przygotować dla nas wspólną kolacje, gdyż siatkarz po treningu zawsze jest głodny jak wilk. Kończyłam przygotowywać jajecznice gdy to kuchni wpadł uradowany Kuraś
- Witaj kochanie- mówi i przytula się do mnie od tyłu
- Na reszcie jesteś stęskniłam się za tobą- Odwracam się twarzą do mojego chłopaka i wpijam się zachłannie w jego usta. On nie pozostaje mi dłużny, oddaje pocałunek również zażarcie tak jak ja. Dobrze wiemy do jakiego stopnia możemy się posunąć, Bartek doskonale zdaje sobie sprawę, że dla mnie to nie jest takie proste oddać mu się całą sobą. Za dużo przeżyłam w tej sferze i teraz boje się dać ten jeden krok do przodu, wracają wtedy do mnie przykre wspomnienia, których wolałabym nie pamiętać. Zdaje sobie sprawę z tego, że kiedyś na pewno przyjdzie odpowiedni moment, w którym się przełamie i prawdopodobnie będę najszczęśliwszą osobą na globie.
Podczas kolacji siatkarz opowiadał o treningach, o tym jaki żart kolegą wywiną Winiar. Ten to jednak mimo wysiłku jaki chłopaki wkładają w treningi ma ochotę na żarty. Posiłek jak zwykle minął nam w miłej i bardzo domowej atmosferze. W czasie, kiedy Kurek postanowił się odświeżyć ja posprzątałam w kuchni i pozmywałam naczynia. Następnie poszłam do salonu i usiadłam na kanapie opierając się o ramię Bartka.
- Kochanie wiesz święta się zbliżają, a może byśmy się wybrali na małe zakupy ?wiesz potem mamy kilka meczy i może na to nie być czasu
- Ale, że ty głuptasie dzisiaj chcesz jechać?- mówię zaskoczona
- No pewnie, że dzisiaj a kiedy- uśmiech ostatnio nie schodzi z jego twarzy.
- No jest dość późno, może byśmy to tak przełożyli na inny termin?
- No kochanie jak cię tak ładnie proszę- składa na moich ustach delikatny pocałunek i wpatruje się tymi błękitnymi oczami prosto w moje. Uległam. Te oczy mnie kiedyś zgubią o ile tego już nie zrobiły.
Po pół godziny jesteśmy w samochodzie i pędzimy ku Łodzi na małe zakupy. Przyjmujący uparł się, że muszę sobie kupić jakąś sukienkę inaczej nie wracamy dzisiaj do domu. Znowu uległam, co ten facet ze mną zrobił, gdzie moja asertywność? Chyba została wypchnięta przez uczucie, które się we mnie zrodziło. Po ponad dwóch i pół godzinnych zakupach dotarliśmy zmęczeni do domu. Szybki prysznic i wtulona w umięśniony bartkowy tors oddałam się w ramiona Morfeusza.
*
Czwóreczka :D
Coś ciężko było mi poskładać ten rozdział w jedną całość. Nie jest on chyba moim oczekiwaniem. Pisanie takiego bloga jest jednak trudniejszą rzeczą niż się z początku wydaje, ale dokończę opowiadania choćby nie było tu ani jednego czytelnika. Podjęłam wyzwanie i stawie temu czoła. Skończenie go jest moim priorytetem na ten moment :)
Pozdrawiam MalinowaSłodycz :d
No kocham twojego bloga <3 i jaram sie dzisiejszym rozdziałem <3 pisz, pisz :D nie mogę się doczekac ;) Pozdrawiam i zapraszam ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńCieszę się, że komuś podoba się to co tutaj robię.Komentarze, które pozostawiasz po sobie dają mi ogromną motywacje ;D
Pozdrawiam serdecznie :*